Czemu to mnie tak ruszyło i uczyniło ,,bezwzględną"?...
W pracy miałam taką sytuację, że uciekł jeden z wychowanków. Za kilka dni będzie miał 13 lat. Ale dopóki ma 12, to w momencie ucieczki...szuka go 50 funkcjonariuszy z psami. Czyli pół miasta jest zaangażowanego w poszukiwanie gówniarza. Tak właśnie - gówniarza.
Co było powodem ucieczki? Tak jak i przed odnalezieniem go, jak i po (bo tak - odnalazł się) chodziło o to, że poczuł się potraktowany niesprawiedliwie.Chodziło konkretnie o to, że miał przygotować herbatę do śniadania (pełnił w tym dniu dyżur kuchenny). I jak to zazwyczaj bywa - napoju nie ma, ale o tym że być powinien pamięta reszta dzieciaków i nie ogranicza się w wypominaniu. Mateusz został kilkukrotnie poproszony przez wychowawcę o zrobienie herbaty. Nie zrobił. Konsekwencją było to, że tego dnia będzie jechał do szkoły z wychowawcą i wychowankiem z drugiej placówki.
U nas są takie zasady, że przed 13 rokiem życia dziecko jeździ/chodzi do szkoły z wychowawcą. Nie wiem co jest powodem tego, że kilkoro z naszych wychowanków od początku roku 2020 może przed ukończeniem 13 roku życia chodzić sama do szkoły. Wyjątkiem jest dziecko, które ma mniej niż 12 lat. Mimo tego uważam to za niesprawiedliwość, ponieważ zasady są jasne i jednakowe. Moja wychowanka ma urodziny dokładnie 1.01 i kilkanaście dni temu skończyła 13 lat. Już od września jojczała mi na każdym kroku, że wiocha jest siedzieć w świetlicy, jak ona ma już prawie 13 lat i wszystkie dzieciaki same wracają, tylko ona nie. Rozumiałam ją. Ja w wieku 8 lat już sama wracałam do szkoły, do której miała zdecydowanie dalej niż ona. Ale zasady to zasady, no nie?
A więc Wika skończyła 13 lat i chodzi sama do szkoły, to jasne. Ale reszta dzieciaków? Jakby urodziny Wiktorii otworzyły im nowe możliwości. Nie wiedzieć czemu. Decyzja dyrekcji. Raczej niepodważalna. Nie mniej jednak nie podoba mi się to. Ale co ja tam wiem.
Wracając do dzieciaka. Z błahego powodu (wg mnie) uciekł. Zaangażowana były w jego poszukiwania masa ludzi, wszyscy w stresie. Ja się mega wkurzyłam, wściekłam się wręcz, ze takie małe gówno takich problemów narobiło i tyle kasy w ciul poszło - przecież ci ludzie mogli się zajmować o wiele ważniejszymi sprawami. Tylko co jest ważniejsze niż życie dziecka? Życie każdego człowieka, tak wiem. Ale chodzi mi o to, że to co się zadziało to głupota, czysta głupota.
W moim przekonaniu dzieciak powinien ponieść duże konsekwencje... ale nie poniesie. Raptem 2 tygodnie bez wyjścia do domu, brak telefonu. I tyle. To serio kara? Naprawdę? Za taką akcję?
I właśnie. Jesteśmy w tym miejscu do którego dążę tym wpisem. Bo tak się zastanawiam - jak moja Wika (niezrównoważona emocjonalnie) coś odwali, to ja bronię ją nogami i rekami, daje miliony szans. A podważam (na razie tylko tutaj i w rozmowach z Michałem) decyzję wychowawcy Mateusza co do takiej a nie innej kary. Ale jakoś tak mnie boli to angażowanie tych 50 funkcjonariuszy z psami, by szukali ,,niesprawiedliwie potraktowanego" dzieciaka, który jak się okazało, jeździł cały dzień w autobusie i był niezauważony w szkole, ale ze względu na brak plecaka postanowił jeździć autobusami po mieście. A wszyscy się denerwowali i szukali go. Boli mnie to i uważam, że konsekwencje dla niego są za małe. Ale jak to mówimy u nas ,,nie można dawać za długich i mocnych kar, bo dziecko tego nie dźwignie". A nasz system kulejący i zadłużenie państwowe dźwignie poszukiwanie ,,niesprawiedliwie traktowanych" gówniarzy. No pewnie.